Freddie Mercury - ten głos wziąż brzmi!
Autor:
| Data publikacji: 05.09.2009 o 20:47 | (8650 Odsłon)
Ten krótki wpis chcę poświęcić, jak sam tytuł wskazuje, wokaliście i frontmanowi grupy Queen.
Gdyby żył, dzisiaj obchodziłby swoje 63. urodziny. Pewnie byłby jedną z "żyjących legend", jak The Rolling Stones'si, Billy Joel, Elton John czy Paul McCartney. Jednak dziś została po nim wspaniała muzyka i nagrania z koncertów.
Trochę historii: Mercury urodził się 5 września 1946 roku w Zanzibarze (Tanzania). W 1970 wraz z Brianem Mayem oraz Rogerem Taylorem założył grupę Queen. Chłopaki zyskali popularność dzięki utworowi "Bohemian Rhapsody" (który rzeczywiście wpada w ucho).
Później było już tylko lepiej. Freddie zyskiwał coraz większe rzesze fanów. Oczarowywał różnorodnością wykonywanych gatunków. Śpiewał wszystko: od "dyskotekowych skakanek" ("Living on my own"), przez ballady ("Love of my life"), aż po operę ("Barcelona").
Jednak Mercury miał sporo problemów ze swoją psychiką i samoopanowaniem. Najprawdopodobniej nie do końca potrafił poradzić sobie z rosnącą przez lata popularnością. Podczas koncertów bez większego powodu potrafił krzyknąć do fanów "******lcie się!" lub rozbierać się na scenie. Nałogi też nie zostały w tyle. Odkąd ludzie go znali towarzyszył mu alkohol. Około roku 1980 doszły papierosy. Później życie wytoczył cięższą artylerię: prochy, leki znieczulające, pobudzające i usypiające.
Jak powszechnie wiadomo lubił zarówno panie jak i panów. Rozwiązłość w kwestii stosunków jest główną przyczyną jego śmierci. W 1986 roku Mercury został obdarzony specjalnym prezentem przez jednego z kochanków: wirusem HIV. Przez wszystkie lata zaprzeczał jakoby miał być chory na AIDS. Jednak po 3 latach choroby nie był w stanie jej ukryć. Coraz mizerniejsza postura i grubsza warstwa makijażu wskazywały fanom, że z ich idolem dzieje się coś niedobrego. W ostatnich latach życia nagrał utwory, które zapewnią mu pamięć na wiele, wiele pokoleń. Najpopularniejsze i najbardziej znaczące z nich to "The show must go on" i 'Who wants to live forever". W pierwszej z nich Mercury niejako poinformował fanów, że wie jaka jest jego sytuacja, ale nawet po jego śmierci "show musi trwać". Druga, jak sam tytuł wskazuje, jest receptą na "nieśmiertelność".
Ostatnim teledyskiem w jakim wokalista wziął udział był 'These Are The Days Of Our Lives'. Oglądając teledysk każdy dostrzeże jak bardzo jego ciało doświadczyła choroba.
23. listopada 1991 roku Mercury oficjalnie poinformował społeczeństwo o tym, że jest chory na AIDS.
Zmarł dzień później, 24. listopada w Londynie.
Jest jednym z tych wokalistów, których w żadnym wypadku nie podziwiam za osobowość, po części za życiorys. Jednak na scenie nie miał sobie równych. Wiedział co zrobić, aby wprawić publiczność w ruch. Wyjątkowy głos barytonowy, spontaniczność na scenie oraz charyzma zapewnią mu pamięć na długie lata.
Wszystkiego najlepszego Freddie.